1 maja 1939r. powstał Wojskowy Ośrodek Spadochronowy w Bydgoszczy. Pierwszy kurs dla 80 kandydatów na żołnierzy sił powietrznodesantowych zakończył się 5 sierpnia. Znaczna część bydgoskich spadochroniarzy nie przypuszczała nawet, że przeżyją swój „podlaski” epizod związany z naszymi terenami.
7 sierpnia rozpoczęto II kurs, który został przerwany po trzech tygodniach ze względu na zbliżający się wybuch wojny. Dowództwo WOS postanowiło przenieść ośrodek w bezpieczniejsze miejsce. Wybór padł na nowo powstałą Bazę Lotniczą w Małaszewiczach. W ostatnich dniach sierpnia rozpoczęto dyslokację. Do Małaszewicz wysłano kilka samolotów Fokker F-VII i 30 skoczków, którzy dotarli tu 30 sierpnia.
Tutejsza baza miała stać się wojskowym centrum spadochronowym, a przybyła i przeszkolona już kadra miała stanowić zalążek polskich sił desantowych. Z Małaszewicz planowano również organizować dywersyjne desanty na teren Prus Wschodnich, w celu niszczenia obiektów komunikacyjnych. Wysłana grupa składała się z odpowiednio dobranych oficerów i podoficerów (piechoty, łączności, saperów, wywiadu oraz medycznych). Posiadali oni obce uzbrojenie, nietypowe mundury pozbawione wszelkich oznaczeń wojskowych. Odpowiednio dobrany sprzęt miał ukryć pochodzenie spadochroniarzy. Biegle władali j. niemieckim i rosyjskim. Do ich dyspozycji z 1. Pułku Lotniczego przeznaczono 5 bombowców Fokker F-VII odpowiednio przystosowanych do skoków spadochronowych. Według niektórych źródeł przydzielono im także 3 Fokkery F-VIIB/3m należące przed mobilizacją do Polskich Linii Lotniczych „LOT”. W ślad za pierwszymi skoczkami przygotowywano wysłanie kolejnych.
Plany związane z nowym ośrodkiem i akcjami dywersyjnymi na terenie wroga pokrzyżował wybuch wojny. Już 1 września (od godz. 5.40) lotnisko w Małaszewiczach zostało kilka razy zbombardowane. Naloty trwały regularnie przez następne dni (aż do 12 września). Wszystkie przydzielone spadochroniarzom samoloty zostały zniszczone i uszkodzone. Żołnierze WOS nie mogli więc wykonać swoich zadań. Uczestniczyli natomiast na bombardowanym lotnisku w akacjach ratowania sprzętu oraz udzielania pomocy rannym. 13 września po decyzji ewakuacji bazy lotniczej Wojskowy Ośrodek Spadochronowy jako odrębna jednostka przestał istnieć. Część skoczków została przydzielona do obrony Twierdzy Brzeskiej. Inni zaś obrali własny kierunek jak np. płk. W. Malinowski (dowódca grupy łączności), który przedostał się w rejon Włodawy gdzie stacjonował pułk radiotelegraficzny. Służył w nim do końca kampanii wrześniowej.
Druga grupa WOS została wysłana do Małaszewicz koleją dopiero 4 września. Utknęła z powodu nalotów w okolicach Inowrocławia. Część żołnierzy chcąc się chronić przed bombami opuściła pociąg wybiegając w szczere pole. Nie zdążyli wrócić, gdyż pociąg niespodziewanie odjechał z pozostałymi wojskowymi. Podporucznik Grabowski wraz z 12 podkomendnymi zamierzał wypełnić rozkaz i dotrzeć do Małaszewicz. Podróżowali różnymi środkami transportu przez Kutno, Kłodawę, Łowicz, Sochaczew, Warszawę, Radzymin, Międzyrzec Podlaski, Białą Podlaską i Terespol. Na miejscu stawili się w połowie września i zastali tylko zgliszcza. Podjęli decyzję o przedarciu się do granicy z Rumunią, jednak już pod Kodniem zostali zaatakowani przez nieznany oddział, co zmusiło ich do wędrówki w stronę Wisznic. Na tamtejszym rynku (pod drewnianym krzyżem) ppor. Grabowski wypłacił żołnierzom żołd (po 2 zł) i pożegnał się z nimi. W Wisznicach zakończyli swój szlak.
Nieznane są natomiast losy tej części grupy, która odjechała pociągiem spod Inowrocławia. Prawdopodobnie nie dotarli oni do Małaszewicz.
Późniejsze dzieje życiowe bydgoskich spadochroniarzy, którzy „zahaczyli” o nasze tereny potoczyły się różnie. Niektórzy zapewne zginęli lub dostali się do niewoli niemieckiej bądź sowieckiej. Tym, którym sprzyjało szczęście przedarli się przez Rumunię do Francji, a potem Wielkiej Brytanii. Tam utworzyli 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową (dowodzoną przez gen. Stanisława Sosabowskiego) stając się pierwszymi polskimi komandosami. Byli także instruktorami w Szkole Treningu Spadochronowego pod Manchesterem – przeszkolili 4825 spadochroniarzy: Belgów, Francuzów, Norwegów, Czechów i Polaków. Niektórzy z nich uczestniczyli też w niebezpiecznych akcjach dywersyjnych jako Cichociemni.
Mimo, że Małaszewicze stanowiły dla nich tylko krótki życiowy epizod, pozostawili swój trwały ślad w naszej lokalnej historii. Niezaprzeczalnie jest to ciekawy, choć i tragiczny wątek związany z II wojną światową.
Opracował: Dominik Litwiniuk